wtorek, 14 lipca 2015

Czwarty dzień w Krynkach, 12.07.2015

Tego dnia pogoda wreszcie nam dopisała, więc jeszcze przed rozpoczęciem zajęć pojeździliśmy po Krynkach (sami, bez młodzieży) w poszukiwaniu rozmówczyń lub rozmówców, których moglibyśmy odwiedzić w czasie zajęć, aby ta osoba opowiedziała nam jakąś ciekawą historię ze swojego życia. A jak to w życiu bywa – nie było łatwo. Napotykane przez nas osoby często mówiły, że nie mają nic do opowiedzenia (chociaż na pewno miały, każde życie jest fascynujące), że ktoś inny na pewno lepiej coś opowie, że nic nie wiedzą lub nie umieją opowiadać. Albo nie pamiętają. Po godzinie nieudanych poszukiwań nie poddawaliśmy się i zachodziliśmy do domów pytając o starsze osoby pamiętające "jak to było kiedyś". I udało się. Poznaliśmy bardzo radosną, roześmianą panią Bronię, która również nie potrafiła uwierzyć w to, że mogłaby coś ciekawego nam opowiedzieć. Mimo to była tak dobra, że zaprosiła nas z młodzieżą na popołudnie do siebie. Oczywiście nie obyło się bez poczęstunku kawą (niewiarygodnie mocna w niewiarygodnie dużych kubkach) i ciastem, po którym ruszyliśmy na zajęcia do GOK-u.

Byliśmy ciekawi, czy dziewczyny opowiedziały komuś w domu albo znajomym o ich nowych tożsamościach. Okazało się, że tylko jedna wspomniała mamie, że jest Hildą, niemiecką Żydówką. Mama uśmiechnęła się, powiedziała „aha” i tyle było gadania w tym temacie. Reszta dziewczyn nie mówiła innym, ale okazało się, że myślały o swoich postaciach.
Pomyśleliśmy, że dobrze by było dać uczestniczkom warsztatów więcej informacji na temat Żydów, prawosławnych i katolików, aby mogły wzbogacić swoje historie. Dziewczyny dostały informacje o tradycyjnym jedzeniu, ubiorze kobiet oraz świętach, które obchodzą przedstawiciele i przedstawicielki ich wyznań. Na ich podstawie dopisały kolejne karty historii swoich postaci. Praca z młodzieżą z Krynek jest bardzo przyjemna, bo okazuje się, że są to niesamowicie kreatywne osoby. Wysłuchaliśmy opisu dnia z pamiętnika, ich stosunku do tradycyjnych strojów, potraw, świąt. Wczuwanie się w takie wymyślone postaci wydaje się sprawiać im dużą przyjemność i bardzo je angażować. Uruchamia to ich wyobraźnię i pozwala wylać pisarskie talenty na papier.

Po rozwinięciu historii naszych bohaterek udaliśmy się do pani Broni. Pani Bronia ma psa, Hektora. Hektor jest już dosyć stary, ma 9 lat. Na pierwszy rzut oka jest nieprzyjazny i agresywny (szczeka niemiłosiernie, gdy wchodzi się na podwórko), ale potem okazuje się, że tak naprawdę to niesamowicie sympatyczny pies. Będzie przy tobie stał i warczał, ale nie dlatego, że cię nie lubi, po prostu domaga się czułości. Powarczy, pogłaszczesz go i zaczyna wręcz mruczeć z radości. Przestajesz – znów warczy. Znów go głaszczesz albo trzymasz za łapę i od razu jest szczęśliwszy. Pani Broni specjalnie się to nie podoba, pies to pies, ma swoje miejsce – na podwórku, więc wyrzuca go z pokoju, w którym rozsiedliśmy się z dziewczynami z Krynek, aby porozmawiać o przeszłości naszej rozmówczyni. Dołącza do nas jej synowa, co okazuje się bardzo pomocne, bo pani Bronia niedosłyszy. Gdy za cicho zadawaliśmy pytania, synowa powtarzała je tak, aby teściowa zrozumiała. Dziewczyny pytały o  dzieciństwo, o to, jak było przed wojną, w czasie wojny i po niej. Jak się ubierała i jak wyglądały jej zaręczyny. Pani Bronia była zupełnie inną rozmówczynią w porównaniu do poprzednich osób, z którymi rozmawialiśmy. Przede wszystkim rozmawialiśmy w jej domu. Mogliśmy zaobserwować, jak mieszka, dopytać się o rzeczy, które ją otaczają, a które wydały nam się ciekawe. Poprzednia rozmówczyni, pani Celina, miała ogromną wiedzę, którą chętnie się dzieliła wdając się w szczegóły i na jedno pytanie odpowiadając przez 20 minut. Pani Bronia nie wierzyła, że ma nam coś ciekawego do opowiedzenia, więc musieliśmy dopytywać się o różne rzeczy, na różne sposoby zadawać pytania, zapewniać ją, że nas to interesuje i dopytywać się o kwestie, które jej wydawały się oczywiste. To było bardzo pouczające doświadczenie. Dziewczyny mogły po raz kolejny przekonać się, że każda kolejna rozmowa to wielka niespodzianka, nigdy nie przebiega tak, jak byśmy to wcześniej zaplanowali. Po jakimś czasie doszedł do nas syn pani Broni. Okazało się, że ma on bardzo wiele do opowiedzenia. Chętnie podzielił się z nami wspomnieniami o swoim ojcu, Julianie, zmarłym mężu pani Broni. Dowiedzieliśmy, że pan Julian ratował Żydówki w czasie wojny, że jako jedna z niewielu osób w Krynkach mógł wchodzić do żydowskiego getta. Potrafił dogadać się z każdym. Poznaliśmy jeszcze wiele fascynujących historii dotyczących przeszłości rodziny, z którą mieliśmy przyjemność spędzić popołudnie w gościnnej i bardzo wesołej atmosferze.

Po wywiadzie wróciliśmy do GOKu. Porozmawialiśmy jeszcze o  tym, co dzisiaj nam się przytrafiło. Jak już wcześniej pisałam, drugiego dnia warsztatów zaczęliśmy tworzyć listę z wypisanymi wskazówkami, które ułatwiają prowadzenie rozmowy. Dzisiaj rozszerzyliśmy ją o kolejne punkty. Rozmawialiśmy o tym, jak najlepiej rozpocząć rozmowę, jak zadawać pytania, aby były one zrozumiałe dla osoby, z którą rozmawiamy, jak ją zachęcić do bardziej rozbudowanych wypowiedzi.

Jak to mówią, „coś się kończy, coś się zaczyna”. Przez pierwsze cztery dni warsztaty w Krynkach prowadziłam ja, Agnieszka, i Tomek. Ja zostaję, a Tomek musi wyjechać. Na jego miejsce przyjedzie Adam. Z tego względu na koniec dzisiejszych zajęć nastąpiło bardzo wzruszające pożegnanie. Tomek i uczestniczki warsztatów polubili się, więc trudno było powiedzieć „do widzenia”, ale może się zobaczymy wszyscy w sierpniu, na kongresie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz