Tego dnia pogoda wreszcie nam dopisała, więc jeszcze przed
rozpoczęciem zajęć pojeździliśmy po Krynkach (sami, bez młodzieży) w
poszukiwaniu rozmówczyń lub rozmówców, których moglibyśmy odwiedzić w czasie
zajęć, aby ta osoba opowiedziała nam jakąś ciekawą historię ze swojego życia. A
jak to w życiu bywa – nie było łatwo. Napotykane przez nas osoby często mówiły,
że nie mają nic do opowiedzenia (chociaż na pewno miały, każde życie jest
fascynujące), że ktoś inny na pewno lepiej coś opowie, że nic nie wiedzą lub
nie umieją opowiadać. Albo nie pamiętają. Po godzinie nieudanych poszukiwań nie
poddawaliśmy się i zachodziliśmy do domów pytając o starsze osoby pamiętające "jak to było kiedyś". I udało się. Poznaliśmy bardzo radosną, roześmianą panią
Bronię, która również nie potrafiła uwierzyć w to, że mogłaby coś ciekawego nam
opowiedzieć. Mimo to była tak dobra, że zaprosiła nas z młodzieżą na popołudnie
do siebie. Oczywiście nie obyło się bez poczęstunku kawą (niewiarygodnie mocna
w niewiarygodnie dużych kubkach) i ciastem, po którym ruszyliśmy na zajęcia do GOK-u.
Byliśmy ciekawi, czy dziewczyny opowiedziały komuś w domu albo znajomym o ich nowych tożsamościach. Okazało się, że tylko jedna wspomniała mamie, że jest Hildą, niemiecką Żydówką. Mama uśmiechnęła się, powiedziała „aha” i tyle było gadania w tym temacie. Reszta dziewczyn nie mówiła innym, ale okazało się, że myślały o swoich postaciach.
Pomyśleliśmy, że dobrze by było dać uczestniczkom warsztatów więcej informacji na temat Żydów, prawosławnych i katolików, aby mogły wzbogacić swoje historie. Dziewczyny dostały informacje o tradycyjnym jedzeniu, ubiorze kobiet oraz świętach, które obchodzą przedstawiciele i przedstawicielki ich wyznań. Na ich podstawie dopisały kolejne karty historii swoich postaci. Praca z młodzieżą z Krynek jest bardzo przyjemna, bo okazuje się, że są to niesamowicie kreatywne osoby. Wysłuchaliśmy opisu dnia z pamiętnika, ich stosunku do tradycyjnych strojów, potraw, świąt. Wczuwanie się w takie wymyślone postaci wydaje się sprawiać im dużą przyjemność i bardzo je angażować. Uruchamia to ich wyobraźnię i pozwala wylać pisarskie talenty na papier.
Po rozwinięciu historii naszych bohaterek udaliśmy się do pani Broni. Pani Bronia ma psa, Hektora. Hektor jest
już dosyć stary, ma 9 lat. Na pierwszy rzut oka jest nieprzyjazny i agresywny
(szczeka niemiłosiernie, gdy wchodzi się na podwórko), ale potem okazuje się,
że tak naprawdę to niesamowicie sympatyczny pies. Będzie przy tobie stał i
warczał, ale nie dlatego, że cię nie lubi, po prostu domaga się czułości.
Powarczy, pogłaszczesz go i zaczyna wręcz mruczeć z radości. Przestajesz – znów
warczy. Znów go głaszczesz albo trzymasz za łapę i od razu jest szczęśliwszy. Pani
Broni specjalnie się to nie podoba, pies to pies, ma swoje miejsce – na
podwórku, więc wyrzuca go z pokoju, w którym rozsiedliśmy się z dziewczynami z
Krynek, aby porozmawiać o przeszłości naszej rozmówczyni. Dołącza do nas jej
synowa, co okazuje się bardzo pomocne, bo pani Bronia niedosłyszy. Gdy za cicho
zadawaliśmy pytania, synowa powtarzała je tak, aby teściowa zrozumiała.
Dziewczyny pytały o dzieciństwo, o to,
jak było przed wojną, w czasie wojny i po niej. Jak się ubierała i jak
wyglądały jej zaręczyny. Pani Bronia była zupełnie inną rozmówczynią w
porównaniu do poprzednich osób, z którymi rozmawialiśmy. Przede wszystkim
rozmawialiśmy w jej domu. Mogliśmy zaobserwować, jak mieszka, dopytać się o
rzeczy, które ją otaczają, a które wydały nam się ciekawe. Poprzednia rozmówczyni, pani Celina, miała
ogromną wiedzę, którą chętnie się dzieliła wdając się w szczegóły i na jedno
pytanie odpowiadając przez 20 minut. Pani Bronia nie wierzyła, że ma nam coś
ciekawego do opowiedzenia, więc musieliśmy dopytywać się o różne rzeczy, na
różne sposoby zadawać pytania, zapewniać ją, że nas to interesuje i dopytywać
się o kwestie, które jej wydawały się oczywiste. To było bardzo pouczające
doświadczenie. Dziewczyny mogły po raz kolejny przekonać się, że każda kolejna
rozmowa to wielka niespodzianka, nigdy nie przebiega tak, jak byśmy to
wcześniej zaplanowali. Po jakimś czasie
doszedł do nas syn pani Broni. Okazało
się, że ma on bardzo wiele do opowiedzenia. Chętnie podzielił się z nami
wspomnieniami o swoim ojcu, Julianie, zmarłym mężu pani Broni. Dowiedzieliśmy,
że pan Julian ratował Żydówki w czasie wojny, że jako jedna z niewielu osób w
Krynkach mógł wchodzić do żydowskiego getta. Potrafił dogadać się z każdym.
Poznaliśmy jeszcze wiele fascynujących historii dotyczących przeszłości
rodziny, z którą mieliśmy przyjemność spędzić popołudnie w gościnnej i bardzo
wesołej atmosferze.
Po wywiadzie wróciliśmy do GOKu. Porozmawialiśmy jeszcze
o tym, co dzisiaj nam się przytrafiło.
Jak już wcześniej pisałam, drugiego dnia warsztatów zaczęliśmy tworzyć listę z
wypisanymi wskazówkami, które ułatwiają prowadzenie rozmowy. Dzisiaj
rozszerzyliśmy ją o kolejne punkty. Rozmawialiśmy o tym, jak najlepiej
rozpocząć rozmowę, jak zadawać pytania, aby były one zrozumiałe dla osoby, z
którą rozmawiamy, jak ją zachęcić do bardziej rozbudowanych wypowiedzi.
Jak to mówią, „coś się kończy, coś się zaczyna”. Przez
pierwsze cztery dni warsztaty w Krynkach prowadziłam ja, Agnieszka, i Tomek. Ja
zostaję, a Tomek musi wyjechać. Na jego miejsce przyjedzie Adam. Z tego
względu na koniec dzisiejszych zajęć nastąpiło bardzo wzruszające pożegnanie. Tomek i uczestniczki warsztatów polubili
się, więc trudno było powiedzieć „do widzenia”, ale może się zobaczymy wszyscy w
sierpniu, na kongresie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz