Woda leje się nie tylko z rury, ale też z nieba, co psuje wiele naszych planów.
Na pierwszy dzień zaplanowaliśmy spacer po Krynkach z młodzieżą. Poprosiliśmy, aby pokazali nam swoje miasto i ulubione w nim miejsca. Lena zna Krynki, ale chciała zobaczyć je jeszcze raz, Agnieszka nigdy tu nie była, Tomek bywa tu sporadycznie.
Przyszło dziewięć osób. Punktualnie, wesoło, z ciekawością. W tym Weronika w gipsie i Julka z usztywnioną ręką.
Kolor nieba zmieniał się co 5 minut, ale mimo grożącego deszczu założyliśmy szczudła na nogi i ruszyliśmy w drogę. Dowiedzieliśmy się, że młodzież najchętniej spędza czas w parku (Lena: "Ale to przecież jest rondo", Tomasz: "To ciekawe, dla mnie to bardziej plac"), nad basenem, zalewem, w bibliotece.
Widzieliśmy z daleka starą garbarnię, która dzisiaj stoi pusta, przeszliśmy obok kościoła, naprzeciwko którego na murze zauważyliśmy namalowane farbą trzy białe swastyki. Ktoś stwierdził, że te swastyki są tu od zawsze, czyli od lat 90. Ktoś inny powiedział - musimy je zamalować!
I wtedy właśnie złapał nas deszcz.
Kolor nieba zmieniał się co 5 minut, ale mimo grożącego deszczu założyliśmy szczudła na nogi i ruszyliśmy w drogę. Dowiedzieliśmy się, że młodzież najchętniej spędza czas w parku (Lena: "Ale to przecież jest rondo", Tomasz: "To ciekawe, dla mnie to bardziej plac"), nad basenem, zalewem, w bibliotece.
Widzieliśmy z daleka starą garbarnię, która dzisiaj stoi pusta, przeszliśmy obok kościoła, naprzeciwko którego na murze zauważyliśmy namalowane farbą trzy białe swastyki. Ktoś stwierdził, że te swastyki są tu od zawsze, czyli od lat 90. Ktoś inny powiedział - musimy je zamalować!
I wtedy właśnie złapał nas deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz